W poprzednim poście, podzieliłam się z Wami wrażeniami dotyczącymi pierwszych wakacji w kamperze (link tutaj), teraz przyszedł czas na podzielenie się miejscówkami, które mieliśmy okazję zobaczyć.
Do samego końca nie wiedzieliśmy gdzie wylądujemy. Nie mieliśmy zaplanowanej trasy, wszystko zależało od pogody oraz od tego gdzie nam się spodoba. Chcieliśmy dojechać do morza i rozważaliśmy Chorwację, Włochy oraz Francję. Pogoda pomogła nam w podjęciu ostatecznej decyzji, ponieważ w pierwszym tygodniu naszej podróży pogoda w Europie dość mocno się popsuła, były duże ulewy i znaczne ochłodzenie w Austrii, Słowenii oraz północy Włoch. Obraliśmy więc kierunek na Włochy i stopniowo zjeżdżaliśmy na południe aby dotrzeć do słonecznej pogody.
Ale po kolei… Z domu wyjechaliśmy w okolicy godziny 18:00, chcieliśmy dojechać do Austrii na pierwszy nocleg, który okazał się strzałem w dziesiątke, blisko głównej trasy, w spokojnym miasteczku. Po dość powolnym śniadaniu wyruszyliśmy dalej do Włoch.
Grado – rowerowa mekka
Link do lokalizacji parkingu przy Spiaggia Le Dune Grado
Miasteczko znajduje się na wyspie Laguny Grado, połączonej z lądem wąskim pasem ziemi, który wiedzie przez malownicze kanały i mosty. Droga ta zrobiła na nas ogromne wrażenie, a pierwsze, co rzuciło się nam w oczy, to wspaniałe trasy rowerowe. Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że Grado jest częścią słynnej trasy Alpe Adria, prowadzącej od majestatycznych Alp aż po lazurowe wody Adriatyku. To wyjaśniło dużą liczbę rowerzystów, którzy albo kończyli, albo rozpoczynali swoją podróż właśnie w tym miasteczku. Na pewno wrócimy tam z rowerami, aby w pełni skorzystać z uroków tego miejsca.
Jak już pewnie wiecie, kocham Włochy, więc nie mogliśmy nacieszyć się tym miejscem. Oczywiście wieczorem poszliśmy na pyszną pizzę. Jeśli chodzi o nocleg, spaliśmy na parkingu dla kamperów przy plaży Dune di Grado. Zapłaciliśmy 12 euro za dobę postoju wraz z prądem. Na parkingu było sporo kamperów, więc czuliśmy się bezpiecznie, mimo że miejsce znajduje się na uboczu. Dodatkową atrakcją był bardzo głośny żabi koncert wieczorem 😉 Sama plaża okazała się wielkim rozczarowaniem – chyba trafiliśmy na odpływ, ponieważ morza praktycznie nie było. Ale to nic, bo wspaniała plaża czekała na nas na drugim przystanku.
Marina di Ravenna i okolice – Piomboni Camping Village
Z Grado ruszyliśmy do Ravenny w poszukiwaniu słońca, które tam znaleźliśmy. Zainteresował nas camping w Marina di Ravenna, otoczony pięknymi lasami piniowymi. Na szczęście w Piomboni Camping Village znaleźliśmy zakwaterowanie bez wcześniejszej rezerwacji. Tak nam się spodobało, że przedłużyliśmy pobyt o dodatkową noc, spędzając tam w sumie trzy noce. Plaża i morze były fantastyczne.
Camping jest świetnie położony i w okolicy jest wiele miejsc, które można zobaczyć. Jednego dnia przeszliśmy się do portu na północy, drugiego dnia plażą do Punta Marina na południu, a trzeciego podjechaliśmy autobusem do samej Ravenny. Warto także odwiedzić rezerwat przyrody Pialassa dei Piomboni, gdzie zachwyciły nas zabytkowe domki rybackie oraz flamingi żyjące w okolicznych wodach.
Trzygwiazdkowy camping bardzo nam się spodobał. Było czysto, przyjemnie, a na terenie ośrodka znajdowały się plac zabaw oraz basen, ku radości naszej córki. Był to nasz pierwszy pobyt na campingu i dzięki temu doświadczeniu bardzo polubiliśmy ten rodzaj noclegu.
Lido di Jesolo – Jesolo International Club Camping
Fajnym doświadczeniem były dwa noclegi na pięciogwiazdkowym kempingu Jesolo International Club Camping. Trafiliśmy tam całkiem przypadkowo, a mimo że minimalny czas pobytu to tydzień, mogliśmy zatrzymać się na dwie noce. Tutaj zaznaliśmy luksusów i zobaczyliśmy, jak wygodny, nowoczesny i pełen atrakcji może być pobyt na kempingu. Sanitariaty i wszelkie udogodnienia, takie jak zmywarki do naczyń i pralki, robiły wrażenie. Można tam było znaleźć wszystko, czego potrzeba na tego typu wyjazdach.
Co ciekawe, Jesolo International Club Camping, począwszy od 2024 roku, oferuje offset emisji CO2 spowodowanych przez pojazdy gości podczas podróży z ich domu do Klubu i z powrotem (samochodem, przyczepą kempingową lub kamperem), podobnie jak przy dopłacie podczas kupowania biletów lotniczych. Na chwilę obecną ta usługa offsetu węglowego jest świadczona bez dodatkowych kosztów i będzie w pełni finansowana przez Klub.
Naszej córce ogromnie spodobał się kompleks i nawet chciała tam zamieszkać 🙂 Pierwszego wieczoru trafiliśmy na show dla dzieci i kinder party z malowaniem twarzy oraz możliwością przebierania się. Ja sama skorzystałam z zajęć jogi na plaży oraz ze strefy SPA, gdzie korzystałam z masaży w podgrzewanym jacuzzi. Chociaż mam wrażenie, że w porównaniu z kempingiem Piomboni wiele z tych dodatkowych i ekstrawaganckich opcji nie było nam potrzebnych do szczęścia, to jednak miło było doświadczyć takiej luksusowej wersji kempingu. Nie ma co ukrywać, że dla rodzin z dziećmi to prawdziwe zbawienie, bo wszystko jest na miejscu i jest wiele opcji, aby zorganizować czas maluchowi i sprawić, by pobyt był atrakcyjny.
Polecam przejść się plażą w stronę latarni morskiej aby poobserwować łowiących ryby wędkarzy, a na wyjątkową pinsę z smacznymi dodatkami wybrać się do lokalnej knajpki.
Caorle – “Mała Wenecja”
Kusiło nas, aby spróbować przedłużyć pobyt na kempingu w Jesolo o jeszcze jedną noc, ale zwyciężyła chęć poznania kolejnych miejsc w okolicy. Caorle urzekło nas na zdjęciach znalezionych na Google Maps, więc postanowiliśmy je odwiedzić. Niestety, kemping, który nam się spodobał, miał pełne obłożenie (akurat czas na zmianę miejsca przypadł na piątek), więc postanowiliśmy skorzystać z darmowego parkingu dla kamperów na obrzeżach miasteczka. Był to strzał w dziesiątkę – czuliśmy się tam bardzo bezpiecznie, ponieważ był to duży parking, na którym stało wiele kamperów.
Przyjemny spacer do centrum prowadził ustronną drogą (tu znowu żałowaliśmy, że nie mieliśmy ze sobą rowerów). Samo miasteczko okazało się być tak ładne jak na zdjęciach. Praktycznie każda uliczka zachęcała do sięgnięcia po aparat, by zrobić zdjęcie. Kolorowe kamieniczki były doprawdy urokliwe.
Warto przespacerować się promenadą nad samym morzem między dwiema plażami, gdzie znajduje się prawdziwe muzeum na świeżym powietrzu (Scogliera Viva), pozwalające podziwiać efekty pracy artystów rzeźbiących w skałach.
Palmanova – miasteczko idealne
Kolejnego dnia ruszyliśmy na północ, by znaleźć ciekawe miejsce na ostatni nocleg we Włoszech, bliżej granicy z Austrią. Po długich poszukiwaniach, w końcu znalazłam na mapie miasteczko o interesującym kształcie i nazwie. Palmanova, bo o nim mowa, to urokliwe miasteczko, które zachwyca swoją unikalną, dziewięciokątną formą. Położone w regionie Friuli-Wenecja Julijska, jest doskonałym przykładem renesansowego urbanizmu. Palmanova została założona przez Wenecjan jako twierdza obronna.
Miasto zaprojektowano w kształcie gwiazdy, z centralnym placem Piazza Grande, skąd promieniście rozchodzą się ulice. Na placu odbywają się targi oraz różne eventy. Dziś Palmanova jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a jej mury, bastiony i bramy przyciągają miłośników historii oraz architektury z całego świata. Co ciekawe, znajduje się ono również na trasie rowerowej Alpe Adria. Trafiliśmy do raju – w miasteczku panował spokój, nie było zbyt wielu ludzi, a jedzenie i kawa były wyśmienite. Zaparkowaliśmy na parkingu dla kamperów tuż przy murach obronnych.
Wracając do jedzenia, całkiem przypadkiem trafiliśmy do restauracji Melograno – Naturalmente Buono (link) . Już prawie wybraliśmy jedną z knajpek przy głównym placu, gdy coś nas tknęło, by pójść kawałek dalej w jedną z uliczek. To był bardzo dobry wybór, ponieważ odkryliśmy wyśmienitą restaurację z wieloma opcjami wegetariańskimi, a nawet wegańskimi – co we Włoszech nadal jest rzadkością. W Melograno znajdziecie wyjątkowe dania, stworzone z prostych składników pochodzących z małych gospodarstw, które szanują naturalny cykl Ziemi. Nie tylko weganie i wegetarianie znajdą tam coś dla siebie, ale również osoby wymagające diety bezglutenowej lub cierpiące na inne nietolerancje pokarmowe. Wybraliśmy pizzę genueńską z pesto oraz pizzę na cieście na zakwasie z karmelizowaną cebulą. Były to jedne z najlepszych pizzy, jakie kiedykolwiek jedliśmy. Jak się okazało, restauracja ma swoje oddziały w Udine i Trieście, więc jeśli tam będziecie, warto odwiedzić ich lokalne.
To był ostatni przystanek w najszej podróży kamperem we Włoszech, w kolejnym poscie opiszę jakie miejsca odwiedziliśmy na Słowenii.
Czy wiesz, że ...
Dokonując zakupów i rezerwacji z poniższych linków, możesz wesprzeć tego bloga bez dodatkowych kosztów. Dziękuję za wsparcie 🥰