Czerwiec był dla mnie kolejnym przełomowym miesiącem. Przy pisaniu tego podsumowania, dotarło do mnie jak wiele się przez ostatnie 30 dni wydarzyło – zobaczcie sami.
Na początku miesiąca ruszył blog. Póki co nie jestem zachwycona tym, ile postów się tutaj pojawiło, jednak i tak cieszę się, że ruszyłam z tematem. Prowadzenie bloga sprawia mi wiele radości, więc na pewno z czasem pojawi się tutaj więcej treści.
W czerwcu potrzebowałam trochę więcej kontaktu z naturą. Między innymi z tego powodu wpadłam na pomysł na śniadania w plenerze. Pogoda tego dnia nie była do końca przewidywalna, wybór padł więc na miejsce niedaleko mnie, czyli plażę na Pogorii w Dąbrowie Górniczej. Świeże rogaliki z dżemem, serek camembert i truskawki smakowały o niebo lepiej w takich okolicznościach. Było na prawdę bardzo przyjemnie i zdecydowanie muszę robić to częściej.
Pierwsza połowa miesiąca była to głównie gonitwa i załatwianie ostatnich spraw związanych ze ślubem, kupnem nowego mieszkania i wyjazdem na urlop. Przez przypadek te trzy tematy zbiegły się ze sobą w czasie. Zdecydowanie nie polecam robić tego na raz, tak jak my. Nie opiszę ze szczegółami przez co przeszliśmy czekając na kredyt, najważniejsze, że już prawie wszystko załatwione i czekamy na odbiór kluczy.
W międzyczasie gonitwy były też chwile przerwy i odpoczynku, kiedy mogłam na przykład spędzać czas z Korą i dostrzegać radość w jej oczach <3
Była też narzeczeńska sesja zdjęciowa na polach w Jastrzębiu Zdroju z kapitalną i przesympatyczną Judytą. Jeśli szukacie fotografa, który uwieczni najważniejsze momenty w Waszym życiu, to serdecznie ją polecam. Nie czuję się mega komfortowo będąc po drugiej stronie obiektywu (chociaż ostatnio usilnie z tym walczę i wychodzę ze strefy komfortu), jednak Judyta sprawiła, że obydwoje się rozluźniliśmy i czuliśmy się swobodnie.
Końcówka wiosny była przepiękna. Polany w okolicach ukwieciły się, więc nie mogłam darować sobie i nie uwiecznić tego momentu na kilku kadrach. Szukanie idealnej polany z kwiatami maku okazało się nie lada wyzwaniem, jednak dałam radę! 🙂 Jak widać, nie trzeba jechać gdzieś daleko, żeby zrobić piękne zdjęcia, wystarczy pojeździć po okolicy i dostrzec piękno, które jest tuż za rogiem.
W któryś czerwcowy weekend znalazła się również chwila na odwiedzenie lasu. Wyczytałam na Facebooku Śląskiej Informacji Turystycznej o ciekawym i przepięknym miejscu właśnie pośród drzew. Mowa o półhektarowym stanowisku leśnych rododendronów, które przepięknie kwitną na fioletowo. Przeszliśmy 5 km w jedną stronę, aby odkryć, że niestety jest już za późno i kwiaty przekwitły. Na spacerze skorzystała Kora, która miała nie lada wycieczkę, a my odpoczęliśmy od miejskiego zgiełku.
Niecałe dwa tygodnie temu wzięłam wspomniany wcześniej kameralny ślub w gronie najbliższych. To był przepiękny dzień, który zapamiętam do końca życia. Było idealnie, tak jak sobie wymarzyłam, a nawet lepiej! Tuż po ślubie wyjechaliśmy na Gran Canarię, skąd przywiozłam masę zdjęć, które czekają na przejrzenie. Zapewne pojawią się wpisy o tym miejscu. To chyba ostatni daleki wyjazd w najbliższym czasie, a przynajmniej do czasu zakończenia wykańczania mieszkania, więc cieszyłam się nim podwójnie.
A Wam jak minął czerwiec?
Czy wiesz, że ...
Dokonując zakupów i rezerwacji z poniższych linków, możesz wesprzeć tego bloga bez dodatkowych kosztów. Dziękuję za wsparcie 🥰